Ta strona używa plików cookies. Polityka Prywatności    OK

Przestań ciągle coś komuś udowadniać (czyli co ma wspólnego sport z prowadzeniem biznesu)

Od lat uprawiam amatorsko różne dyscypliny sportu. Początkowo była to głównie siłownia, ale w okolicach 2012 roku zacząłem również swoją przygodę z bieganiem (chociaż swój pierwszy 5 km bieg uliczny zaliczyłem w 2007 roku, jednak nie pamiętam, co mnie wtedy do tego podkusiło).

Od samego początku starałem się trenować z jakimś planem i według jego wytycznych, ponieważ sam nie bardzo znałem się na bieganiu i nie wiedziałem jak powinno się je trenować, aby osiągać wymierne rezultaty (w moim przypadku chodziło przede wszystkim o zwiększanie możliwości do pokonania jednorazowo dystansu oraz poprawianie czasu na klasycznych odcinkach 5 oraz 10 km). I o ile z początku faktycznie trzymałem się tych planów i widziałem ich efekty, o tyle coraz częściej pozwalałem sobie też na bieganie wedle własnego „widzimisię” i podejścia, że skoro potrafię już biegać dłużej i szybciej, to na każdym treningu powinienem próbować być coraz lepszy (czytaj: starać się poprawić swój dotychczasowy rekord na danym odcinku lub zrobić dłuższy dystans). W ten sposób zaburzałem efekty planów treningowych, ponieważ eksploatowałem swój organizm do granic możliwości, co skutkowało tym, że w pewnym momencie nie było widać pożądanych rezultatów lub nie były one już tak spektakularne, jak sądziłem, że będą. I wtedy jedynym rozwiązaniem, jakie stosowałem, była kolejna próba poprawienia swoich wyników. Na każdym kolejnym treningu czy w biegu ulicznym. Co z tego, że warunki były zgoła inne, bo podczas treningów np. musiałem się zatrzymywać na przejściach dla pieszych lub innych przeszkodach (uroki biegania w mieście), a podczas biegów ulicznych trasa nie zawsze jest projektowana pod to, aby robić na niej życiówkę (podbieg Belwederską albo Agrykolą potrafiły człowiekowi skutecznie wybić takie pomysły z głowy). Bywały biegi, podczas których można było faktycznie wykręcić wynik życia (np. Bieg Niepodległości w Warszawie), ale należały one do wyjątków.

Wydaje mi się, że to podejście wynikało z potrzeby karmienia własnego ego kolejnymi sukcesami i pokazywania wszystkim dookoła, że potrafimy ciągle robić coś lepiej, więcej, szybciej, sprawniej. Nie pomagało w tym wszystkim to, że pod koniec 2013 roku trafiłem na CrossFit, którego podstawą jest silne community, które dopinguje wszystkich do wypruwania sobie żył na każdym treningu i kończenia go z możliwie jak najlepszym wynikiem. Ten mindset bardzo mi odpowiadał, ale jednocześnie pogłębiał jeszcze bardziej problem z ego. W 2015 roku przebiegłem nawet Maraton Warszawski bez przygotowania biegowego, aby „udowodnić” wszystkim, że można zrobić królewski dystans (42,2 km), dźwigając tylko ciężary i ukończyć go poniżej 4 godzin (przed maratonem wybiegałem łącznie ok. 70 km, cała reszta przygotowań to był CrossFit oraz przysiady z obciążeniem). Udało mi się to, przebiegłem wtedy maraton w 3:58:39 bez żadnych kontuzji i problemów (wspaniale było mieć mniej niż 30 lat :D). I takich wyzwań podejmowałem się wiele razy, udowadniając sobie, że wystarczy się po prostu zaprzeć, zmusić i można osiągnąć wszystko (oczywiście w miarę możliwości. Moim celem nigdy nie było wygrywanie biegów — z takim podejściem nie byłoby to absolutnie możliwe).

Potem miałem kilka lat przerwy od biegania, bo uznałem, że to nie jest sport dla mnie, wolę dźwigać (a przecież „ciężarowcy nie biegają”), a poza tym zmieniły mi się priorytety w życiu i w ogóle aktywność fizyczna poszła w odstawkę. W 2023 wróciłem do biegania i ponownie dostrzegam podobne mechanizmy jak wcześniej — każdy kolejny bieg robię dużo szybciej, niż powinienem, bo skoro mam zapas mocy, to czemu by nie? Wygenerowałem sobie plan treningowy Garmina i ilekroć mam jakiś wolny bieg w drugiej strefie tętna, to nie potrafię go zrealizować, bo mam wrażenie, że to szybki spacer, a nie bieganie i realizuję trening, biegnąc zdecydowanie za szybko (względem planu).

Zacząłem o tym myśleć i im głębiej się wgryzam w mechanizmy, które to kontrolują, tym bardziej uświadamiam sobie, że dokładnie to samo dzieje się w biznesie i w przypadku prowadzenia własnej firmy. Ciągle chcemy więcej i lepiej, dążymy do tego, aby maksymalizować wyniki, optymalizować koszty, pokazywać nieustanny wzrost inwestorom (mamy VC i aniołów biznesu na pokładzie) i osiągać same spektakularne sukcesy. Pytanie zasadnicze brzmi — czy to aby na pewno dobre podejście?

Tak samo, jak w rozsądnym trenowaniu z planem, tak i tutaj, w rozwoju biznesu, powinniśmy kierować się różnymi wytycznymi mającymi na celu zwiększenie prawdopodobieństwa osiągnięcia oczekiwanych rezultatów w czasie. Nie powinniśmy za każdym razem gnać ślepo do przodu, dążyć do tego, aby wszystkie wskaźniki i parametry biznesu rosły, bo jest to po prostu niemożliwe. Zmienia się otoczenie biznesowe, rynek, gospodarka i ekonomia, zmieniają się również potrzeby klientów, pracowników, właścicieli, inwestorów. To są czynniki, które należy mieć na uwadze i opracowywać projekcje wzrostu, które są w stanie odwzorować faktyczne możliwości rozwoju, a nie myślenie życzeniowe, że „każdy bieg jest okazją do zrobienia życiówki”.

Warto pamiętać o tym, ilekroć widzimy kogoś, kto biegnie wolno, dźwiga mało czy po prostu nie trąbi na lewo i prawo jakich to wyników nie zrobił jego biznes w tym kwartale. To jest część procesu.
Jest czas przygotowań i realizacji planu, jest czas zawodów i dzień startu oraz okres deloadu.
Jest czas opracowywania strategii i planowania, czas egzekucji i skupienia na celach oraz czas oceny rezultatów i wniosków na przyszłość.
Każdy z tych etapów charakteryzuje się czym innym i nie powinniśmy oczekiwać od siebie i od innych posiadania permanentnej formy życia, bo jest to po prostu fizycznie niemożliwe.

Zdecydowanie warto pracować metodycznie i z głową, aby osiągać długotrwałe efekty, niż starać się ciągle maksymalizować wszystkie obszary w jak najkrótszym czasie i wypalać się coraz bardziej, powodując, że nasza efektywność i zaangażowania spadną do zera.

Pomyśl o tym następnym razem, gdy złapiesz się na myśleniu, że nie jesteś wystarczająco dobry i powinieneś docisnąć gaz do dechy.

Do zobaczenia gdzieś na trasie — czy to biegowej, czy biznesowej!

o autorze

Michał

Ex-współzałożyciel w HearMe sp. z o.o. oraz Emplomind Ltd.
Przedsiębiorca, manager, mentor biznesowy, entuzjasta technologii. Interesuje się uruchamianiem, prowadzeniem i skalowaniem firm, zarządzaniem oraz technologiami IT. Prywatnie szczęśliwy mąż i ojciec, pasjonat czytania książek, biohackingu, biegania, jazdy na gravelu, gry w golfa oraz podnoszenia ciężarów. ESTJ-A.

dodaj komentarz

przez Michał

Archiwum

Polecane wpisy